— Gdzież znowu? A cóżby na to powiedział pan Binet? Zobaczysz go pan razem z pierwszem uderzeniem szóstej godziny, bo ten człowiek niema sobie podobnego na świecie pod względem punktualności. Musi mieć zawsze swoje miejsce w małej salce! Dałby się raczej zabić aniżeli gdzie indziej do stołu posadzić! a jaki wybredny! jak trudno mu dogodzić! To nie to co pan Leon; ten przychodzi czasem o siódmej, czasem o wpół do ósmej i nie patrzy nawet na to co je. Co za nieoszacowany młody człowiek! Nigdy głosu nie podniesie.
— Bo to widzisz pani, jest różnica pomiędzy człowiekiem, który odebrał staranne wychowanie, a dawnym karabinierem zrobionym poborcą.
Szósta godzina wybiła. Wszedł Binet.
Miał na sobie surdut granatowy, luźno wiszący na chudem jego ciele; z pod skórzanej czapeczki a podniesionym daszkiem i patkami spiętemi na wierzchu, widać było łyse czoło wklęsłe od noszenia ciężkiego kasku. Nosił zwykle czarną sukienną kamizelkę, szare pantalony i o każdej porze roku czysto wyglansowane buty z równoległemi wydęciami na wystających kościach wielkich palcy. Ani jeden włosek nie występował na
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/130
Ta strona została przepisana.