Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/151

Ta strona została przepisana.

zamykanych wielkich zasuwek. Biednemu aptekarzowi w uszach zaszumiało, jak gdyby go krew zalać miała; mignęły mu przed oczyma więzienne otchłanie, rodzina jego łzami zalana, apteka sprzedana, wszystkie słoje poroztrącane; wyszedłszy z tej łaźni musiał wstąpić do kawiarni i napić się szklankę musującej wody selcerskiej, aby wstrząśniony umysł do równowagi przywrócić.
Z czasem osłabło wrażenie tego napomnienia i pan Homais znowu dawał jak dawniej, tajemne konsultacye w swoim pokoju za apteką. Lecz pan mer miał do niego urazę, koledzy zazdrościli, wszystkiego należało się obawiać; zjednawszy sobie pana Bovary grzecznościami, mógł liczyć na jego wdzięczność i zapobiedz tym sposobem żeby milczał w przyszłości, jeżeliby co zmiarkował. Dla tego też co rano Homais zanosił mu gazety i często w porze popołudniowej opuszczał na chwilę aptekę, żeby pogawędzić z doktorem.
Karol był smutny: klientela dawała czekać na siebie. Siedział czasem godzinami nieporuszony i milczący, spał w swoim gabinecie lub patrzył jak żona szyje. Dla rozrywki zajął się porządkowaniem domu; spróbował nawet pomalować poddasze farbami pozostawionemi przez malarzy. Kło-