lasach, przetrząsał pokosy podczas sianożęcia, w dnie dżdżyste grał w pliszki z wiejskiemi dziećmi, a w wielkie święta prosił bedela, żeby mu pozwolił dzwonić i uwieszał się za wielką linę szczęśliwy jak go dobrze rozbujała.
To też wyrósł jak młody dębczak. Nabrał siły, ręce jego zgrubiały i twarz zdrowiem zakwitła,
Gdy skończył dwanaście lat, matka wymogła żeby się zaczął uczyć, Obowiązku tego podjął się proboszcz. Jednakże lekcye te były tak krótkie i tak nieregularne, że nie wiele przynosić mogły korzyści. Dawane były w wolnych chwilach, w zakrystyi, stojący, na prędce, pomiędzy chrztem a pogrzebem, lub też proboszcz posyłał po swego ucznia o zmierzchu, kiedy już nie miał wychodzić. Szli wtenczas obadwa do jego pokoju i zasiadali do lekcyi. Komary i ćmy nocne latały w około świecy. Powietrze było parne, dzieciak był śpiący, a poczciwy księżyna, złożywszy ręce na brzuchu, wkrótce zaczynał chrapać z otwartemi ustami. Czasem znowu ksiądz proboszcz, powracając od jakiego chorego z okolicy, któremu wiatyk zanosił, spostrzegał Karolka wałęsającego się po wsi, wołał go do siebie, napominał go przez kwadrans, poczem korzystając za sposobności ka-
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/16
Ta strona została skorygowana.