w pewnem oddaleniu, gdyż czuł pomiędzy sobą a nią jak gdyby niewyraźne jakieś otchłanie.
W początkach bywał u niej czasem w towarzystwie aptekarza. Karol nie zdawał się bardzo pragnąć jego odwiedzin, a Leon sam nie wiedział jak pogodzić obawę stania się natrętnym z pragnieniem zażyłości, która mu się prawie niepodobną wydawała.
Skoro tylko pierwsze nastały zimna, Emma opuściła swój pokój na górze i umieściła się w dolnej sali o nizkim suficie, gdzie na kominku rozłożysty kaktus stał wprost zwierciadła. Siedząc tam przy oknie w fotelu, przypatrywała się przechodzącym.
Leon dwa razy na dzień udawał się ze swej kancelaryi do zajazdu pod Złotym Lwem. Emma słyszała go zdaleka jak nadchodził; pochylała się nadstawiając ucha, a młody człowiek przesuwał się koło firanki nie podnosząc głowy, zawsze jednakowo ubrany. Lecz o zmierzchu, kiedy oparłszy podbródek na lewej dłoni, złożyła na kolanach