Było to jednej niedzieli w miesiącu lutym. Śnieg padał.
Oboje państwo Bovary, aptekarz Homais i pan Leon udali się wszyscy po południu zwiedzić nową przędzalnię lnu jaką zakładano w dolinie, o pół milki od Yonville. Aptekarz zabrał z sobą Napoleona i Atalię, żeby się dzieci przeszły; Justyn im towarzyszył niosąc na ramieniu parasole.
Nic jednak nie mogło być mniej godnego widzenia. Znaczna przestrzeń gruntu, zawalona zardzewiałemi już kołami porzuconemi w nieładzie pośród stosów piasku i żwiru, otaczała długi kwadratowy budynek o licznych małych okienkach. Nie był jeszcze ukończony i niebo przeświecało przez belki w dachu. Pęk słomy z kłosami uwiązany u belki szczytowej, szeleścił na wietrze trójkolorowemi wstążkami.
Homais rozprawiał. Tłumaczył przyszłą ważność tego zakładu, obliczał siłę podłóg, grubość murów i bardzo żałował, że niemiał laski metrycznej, jaką posiadał pan Binet do swego wyłącznego użytku.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/174
Ta strona została skorygowana.
V.