całą nawę uwydatniając jeszcze mocniej ciemność boków i kątów.
— Gdzie jest ksiądz proboszcz? zapytała pani Bovary młodego chłopaka, który się bawił kręceniem kołowrota w zbyt luźnym jego otworze.
— Zaraz przyjdzie, odpowiedział.
Niebawem też w istocie skrzypnęły drzwi probostwa i ukazał się ksiądz Bournisien, dzieci popychając się uciekły do kościoła.
— Swawolniki! pomruknął duchowny, zawsze ci sami!
A podnosząc z ziemi porozdzierany katechizm, który nogą potrącił:
— To nic nie uszanuje! dodał.
Spostrzegłszy jednak panią Bovary:
— Przepraszam panią, rzekł, nie widziałem pani.
Włożył katechizm do kieszeni i stanął, bujając w dwóch palcach ciężki klucz od zakrystyi.
Blask zachodzącego słońca; który padał prosto na niego, oświecał jego sutannę błyszczącą na łokciach, wystrzępioną u dołu. Plamy tłustości i tabaki szły na szerokiej piersi jego w równej linii z guziczkami i stawały się coraz liczniejszemi im dalej od rabatu, na którym spoczywały fałdy
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/192
Ta strona została przepisana.