walizy; a Leon odnowiwszy swoją garderobę, nakupiwszy fularów, narobiwszy więcej przygotowań aniżeli ich było potrzeba do podróży naokoło świata, od tygodnia do tygodnia odkładał swój wyjazd, aż wreszcie otrzymał drugi list macierzyński, w którym naglono go do wyjazdu kiedy sobie życzył zdać egzamin przed feryami.
Gdy przyszła chwila pożegnań, pani Homais się napłakała, Justyn głośno szlochał; Homais, jako mąż silny, tłumił swoje wzruszenie, sam chciał zanieść palto swego przyjaciela aż do bramy notaryusza, który swoim powozem odwoził Leona do Rouen. Ten ostatni miał zaledwie czas pożegnać pana Bovary.
Gdy wszedł na wschody stanął, tak był wzruszony. Pani Bovary, ujrzawszy go, powstała z żywością.
— To jeszcze ja! przemówił Leon.
— Byłam tego pewną!
Przygryzła usta i strumień krwi różową barwą oblał całą twarz jej od skroni aż do szyi. Stała opierając się ramieniem o lamperyę
— Pana Bovary niema w domu? zapytał.
— Niema go.
Powtórzyła raz jeszcze.
— Niema go w domu.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/204
Ta strona została przepisana.