którą wiatr powiewał, tam rogi zakręcone, lub ludzkie uwijające się głowy. Na uboczu, o sto kroków dalej, stał wielki czarny byk z kagańcem na pysku, z żelaznem kółkiem przez nozdrza przeciągniętem, nieruchomy jakby był z brązu ulany. Obdarty chłopak trzymał go na postronku.
Pomiędzy dwoma temi szeregami postępowali ciężkim krokiem panowie, oglądając każde zwierzę, poczem naradzali się z sobą półgłosem. Jeden z nich, jak się zdawało najważniejszy, robił jakieś notatki w pugilaresie. Był to prezes przysięgłych: pan Deroserays de la Pauville. Poznawszy Rudolfa, postąpił i rzekł do niego z uprzejmym uśmiechem:
— Jakto? pan nas opuszczasz, panie Boulanger?
Rudolf oświadczył, że zaraz przyjdzie. Gdy jednak prezes się oddalił:
— Nie będę się śpieszył, rzekł, przekładam towarzystwo pani nad jego.
A żartując sobie z komisyi, Rudolf dla swobodniejszego krążenia pośród tłumu, pokazywał tylko żandarmowi swoją niebieską kartę; zatrzymywał się nawet czasem przed jakim pięknym okazem, którym jednak pani Bovary wcale się nie
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/236
Ta strona została przepisana.