Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/253

Ta strona została przepisana.

hrabia, z którym walcowała w la Vaubeyssard, a którego wypieszczona broda wydawała tę samą, co te włosy, woń cytryny i wanilii i mimowolnie przymknęła oczy, żeby lepiej się nią napawać. Lecz przechyliwszy się na poręcz krzesła, spostrzegła z daleka, na widnokręgu, starą Jaskółkę która się spuszczała powoli ze wzgórza Leux, wlokąc za sobą długą smugę szarego pyłu. W tej to żółtej karecie Leon tak często do niej powracał i tą samą drogą odjechał na zawsze! Wydało jej się, że go widzi przed sobą, w swem oknie, potem obłok zakrył ten obraz, zamęt powstał w jej umyśle; zdawało jej się że jeszcze walcuje oparta na ramieniu wicehrabiego, przy blasku żyrandoli, i że Leon jest blizko i ma przyjść... a pomimo tego czuła ciągle obok siebie głowę Rudolfa! Tak słodycz tego uczucia zlewała się z dawnemi jej pragnieniami, które jak ziarnka piasku wiatrem podniesione, wirowały w kłębach subtelnej woni, jaka duszę jej napełniała. Rozdęła kilkakrotnie nozdrza, aby wciągnąć mocniej świeże powietrze wiejące od bluszczów, które się wiły wokoło gzemsu. Zdjęła rękawiczki, otarła chusteczką ręce, poczem wachlować się nią zaczęła, podczas gdy pośród bicia pulsów w skroniach, uszu jej do-