Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

— Ja też bardzo już snu potrzebuję! rzekła pani Homais, ziewając szeroko, jakkolwiek bądź, piękny mieliśmy dzień na naszą uroczystość.
Rudolf potwierdził półgłosem i z tkliwem spojrzeniem.
— O tak! bardzo piękny!
I pożegnawszy się, poszedł każdy w swoją stronę.
We dwa dni później ukazał się w dzienniku Fanal de Rouen długi artykuł o komisyach w Yonville. Homais go ułożył, jednym tchem, pod świeżem wrażeniem:
„Po co te festony, te kwiaty, te wieńce? Dokąd biegł ten tłum różnobarwny, jak fale wzburzonego morza, pod żarem podzwrotnikowego słońca, które promieniami swymi wygrzewa nasze skiby?”
Mówił następnie o stanie naszych włościan. Rząd bezwątpienia robił wiele, ale jeszcze nie dosyć! „Odwagi!” wołał; „tysiączne reformy są niezbędne, dopełniajmy ich!” Dalej, wspominając o przybyciu pana radzcy, nie zapominał o „marsowej postawie naszej milicyi”, ani o „naszych powabnych włościankach”, ani o „starcach siwowłosych, niby patryarchach, z których kilku, —