trzu. Był to niby wielki kalejdoskop, prawdziwa dekoracya opery i przez chwilę, mała nasza miejscowość mogła się sądzić przeniesioną w czarodziejską sferę Tysiąca i jednej nocy.
„Zaznaczmy, że żaden nieszczęśliwy wypadek nie zakłócił tego rodzinnego zgromadzenia”.
Przy końcu, pan Homais dodawał jeszcze:
„Zauważono tylko nieobecność duchowieństwa, Zapewne zakrystye w inny sposób postęp rozumieją. Jak się wam podoba, panowie bractwa Lojoli!”.
Upłynęlo sześć tygodni. Rudolf się nie pokazywał. Jednego wieczoru, przyszedł nakoniec.
Powiedział sobie nazajutrz po komisyach:
— Nie śpieszmy się; to byłoby błędem.
Po tygodniu wybrał się na polowanie. Po polowaniu pomyślał, że już za późno; jednak tak sobie wyrozumował:
— Jeżeli mnie od pierwszego dnia pokochała, powinna mnie bardziej jeszcze pokochać przez samą niecierpliwość ujrzenia mnie znowu. Bądźmy więc dobrej myśli!