I zrozumiał że wyrachowanie jego trafnem było, skoro wchodząc do sali ujrzał Emmę blednącą.
Była sama. Zmrok zapadał. Firanki muślinowe zapuszczone u okien, resztę światła dziennego tłumiły, a złocenia barometru, na które padał ostatni promień słońca, odbijały ognie ich w zwierciedle, pośród załamów kaktusa.
Rudolf stał, Emma zaledwie odpowiadała na pierwsze jego grzeczności.
— Miałem interesa, mówił. Zresztą, byłem chory.
— Ciężko? podchwyciła troskliwie.
— Otóż! rzekł Rudolf siadając obok niej na taburecie, nie!.. nie byłem chory, ale nie chciałem tu przyjść!
— Dla czego?
— Pani się nie domyślasz?
Spojrzał na nią powtórnie, lecz w sposób tak namiętny, że spuściła głowę, rumieniąc się, On wyrzekł:
— Emmo!..
— Panie Boulanger!..
— Ach! widzisz pani, powiedział smętnym głosem, iż miałem słuszność nie chcąc tu przychodzić; gdyż to imię... to imię, które duszę moją
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/267
Ta strona została przepisana.