— Pani właśnie mówiła mi o swem zdrowiu... rzekł śmiało.
Karol przerwał mu: był o nią w rzeczy samej bardzo niespokojny; często znowu duszność cierpiała. Rudolf nadmienił czy by konna przejażdżka nie była w takim razie skuteczną.
— Zapewne! zapewne... wyborna myśl? powinnabyś spróbować.
A gdy Emma zrobiła uwagę, że niema wierzchowca, Rudolf ofiarował swego; ona podziękowała; on więcej nie nalegał, a dla upozorowania swych odwiedzin, oświadczył że parobek jego — ów, któremu krew puszczano, cierpiał jeszcze zawrót głowy.
— Wstąpię tam, rzekł Bovary.
— Nie, nie, ja go panu przyślę; przyjdziemy sami; to będzie dla pana dogodniej.
— A! to i owszem. Dziękuję panu.
A gdy zostali sami, Karol rzekł do żony:
— Dla czego nie przyjęłaś uprzejmej ofiary pana Boulanger?
Ona zrobiła minkę zadąsaną, wynajdywała różne powody, wreszcie oświadczyła, że to może wyglądałoby niestosownie.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/270
Ta strona została skorygowana.