— O nieszczęście nie trudno! Bądźcie państwo ostrożni! Konie może są bystre!
Emma usłyszała hałas nad głową: to Felicya bębniła w szyby dla zabawienia małej Berty. Dziewczynka przesłała jej od ust pocałowanie; matka nań odpowiedziała kiwnięciem szpicruty.
— Wesołej przejażdżki! zawołał pan Homais. A nadewszystko, ostrożnie! ostrożnie!
I dziennikiem w ręku trzymanym przesłał im ostatnie pożegnanie.
Koń Emmy puścił się zaraz kłusem. Rudolf jechał obok niej. Od czasu do czasu kilka słów z sobą zamienili. Z głową nieco pochyloną, ręką podniesioną i prawem ramieniem w łuk zgiętem, Emma poddawała się miarowym ruchom kołyszącym ją na siodle.
U stóp wzgórza Rudolf puścił cugle, popędzili razem i zatrzymali się dopiero na szczycie pagórka.
Było to w pierwszych dniach października. Mgła unosiła się nad polami. Lekkie pary gromadziły się na krańcach widnokręgu, pośród zarysów pagórków; miejscami rozdarte wzbijały się w górę i nikły zupełnie. Czasem promień słońca, z za chmur wyglądając, ukazywał z daleka dachy Youville, wraz z ogrodami nad wodą, murami
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/272
Ta strona została przepisana.