przylepiał etykietki, robił paczki. Nie przeszkadzano mu; od czasu do czasu tylko słychać było dźwięk mosiężnych ciężarków na wagach i kilka słów półgłosem wymówionych przez aptekarza dającego polecenia swemu uczniowi.
— Jakże się ma córeczka pani? zapytała z nienacka pani Homais.
— Cicho tam; krzykął mąż jej piszący rachunek w brulionowej książce.
— Dla czego jej pani z sobą nie przyprowadziła? rzekła jeszcze półgłosem pani Homais.
— Sza! sza! ozwała się Emma wskazując palcem na aptekarza.
Lecz Binet, cały zajęty rachunkiem, który miał zapłacić, zapewne nic nie słyszał. Nakoniec wyszedł z apteki. Emma pozbywszy się poborcy, głęboko westchnęła.
— Jak pani ciężko oddycha! rzekła pani Homais.
— Ach! bo tu trochę duszno! odpowiedziała.
Kochankowie tedy zaraz nazajutrz pomyśleli o urządzeniu sobie schadzek; Emma chciała przekupić swoją sługę podarkiem; lecz bezpieczniej było wynaleźć w Yonville jakie tajemnicze ustronie. Rudolf przyrzekł się tem zająć.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/289
Ta strona została skorygowana.