pogrążona, zdała się uciekać z pod niej, jak woda w rzece, któraby wsiąkała w swoje łożysko i muł na dnie jej dostrzegła. Zrazu uwierzyć temu nie chciała; podwoiła czułości, a Rudolf coraz mniej zobojętnienie swoje ukrywał.
Sama już nie wiedziała, czy żałuje, że mu uległa, czy też przeciwnie, pragnie więcej go jeszcze kochać. Upokorzenie, wywołane uczuciem własnej słabości, zamieniało się w urazę, którą łagodziła rozkosz. Nie było to już przywiązanie, ale raczej ciągłe uwodzenie. On miał nad nią władzę nieograniczoną. Bała go się prawie.
Na pozór jednak wszystko było spokojniej niż kiedykolwiek, gdy Rudolf cudzołożny swój stosunek potrafił według swego upodobania prowadzić i po upływie sześciu miesięcy, gdy nadeszła wiosna, znajdowali się względem siebie w położeniu dwojga małżonków spokojnie domowy płomień żywiących.
O tej porze ojciec Rouault zwykł był przysyłać swego indyka, na pamiątkę uleczonej nogi. Podarunkowi towarzyszył zawsze list. Emma odcięła szpagat, którym przywiązany był do koszyka i przeczytała co następuje:
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/294
Ta strona została skorygowana.