jej z oczu. Rzuciła się napowrót na łóżko zrozpaczona.
Wkrótce jednak usłyszała odgłos kroków na chodniku. Zapewne to był on; zbiegła ze wschodów i przeszła przez podwórze. On tam był. Rzuciła się w jego objęcia.
— Strzeżże się, rzekł.
— Ach! gdybyś ty wiedział!.. zaczęła.
I opowiedziała mu wszystko, na prędce, bez ładu, przesadzając jedne fakta, dodając inne, a mowę swoją tak przeplatała nawiasami, że jej wcale zrozumieć nie mógł.
— Cóż robić, mój biedny aniele, mówił, cierpliwości, odwagi, nie martw się!
— Ależ ja już od czterech lat cierpię i cierpliwą jestem!.. Taka miłość jak nasza powinnaby się w obec Boga i ludzi przyznawać! Oni mnie zamęczą! Wytrzymać już nie mogę! Ratuj mnie!
To mówiąc, tuliła się do Rudolfa. Oczy jej łez pełne błyszczały jak podwodne płomienie; pierś jej podnosiła się gwałtownym ruchem; nigdy mu się tak powabną nie wydała, stracił głowę i rzekł jej:
— Cóż uczynić trzeba? Czego żądasz odemnie?
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/333
Ta strona została przepisana.