Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/348

Ta strona została skorygowana.

— Co za stos blagi.
To było streszczenie jego przekonań, gdyż roskosze, jak rój uczniów na szkolnym dziedzińcu tak podeptały jego serce, że nic zielonego wyrosnąć tam już niemogło, a to co tamtędy przechodziło, bardziej od dzieci płoche, nie zostawiało nawet, tak jak one, imienia swego na ścianach wyrytego.
— No! zacznijmyż raz! powiedział sobie.
Napisał:
„Odwagi, Emmo! odwagi! Ja nie chcę być sprawcą twego nieszczęścia...”
— Wszystko zważywszy, to jest prawdą, pomyślał Rudolf; działam w jej własnym interesie; jestem uczciwym.
„Czyś dobrze rozważyła skutki twego postanowienia? Czyś zmierzyła głębokość otchłani, w którą cię pociągałem, biedny mój aniele? Nie, zapewne. Szłaś ufna i zaślepiona, wierząc w szczęście, w przyszłość!.. Ach! nieszczęśliwi, szaleni jesteśmy!”
Tu Rudolf zatrzymał się, szukając jakiej dobrej wymówki.
— A gdybym jej też powiedział, że straciłem majątek?.. Ale nie! zresztą, toby się na nic nie