list, otworzyła go, i jak gdyby ją kto gonił, uciekać zaczęła przerażona do swego pokoju.
Zastała tam Karola; przemówił do niej, lecz nic nie słyszała i pobiegła dalej na górę, zadyszana, oszalała, nieprzytomna, trzymając ciągle w ręku tę straszną kartkę papieru, która chrzęściła w jej palcach jak kawałek blachy. Na drugiem piętrze stanęła przed drzwiami poddasza, które były zamknięte.
Wtenczas się opamiętała; przypomniała sobie list; należało go odczytać, nie miała na to odwagi. Zresztą, gdzie? jak? mógł ją kto zobaczyć.
— Ach! nie, tu, pomyślała, nikt mi nie przeszkodzi.
Popchnęła drzwi i weszła na poddasze. Dachówki od słońca rozpalone piekły jak żarem, duszący upał skronie jej rozsadzał i oddech tamował; powlekła się aż do zamkniętego dymnika, otworzyła go i potok światła oblał ściany poddasza.
Widać ztąd było pola, ciągnące się jak oko sięgnąć mogło. Na dole, plac był pusty, kamyki na chodniku błyszczały, chorągiewki na dachach stały nieporuszone; z niższego piętra narożnego domu dochodził rodzaj jednostajnego mruczenia
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/353
Ta strona została przepisana.