z ostremi modulacyami. To Binet toczył na swojej tokarni.
Emma oparła się o framugę dymnika, i odczytywała list z gniewnem szyderstwem. Lecz im bardziej się w nim zatapiała, tem bardziej plątały się jej myśli. Widziała przed sobą Rudolfa, słyszała głos jego, obejmowała go swemi ramionami, a uderzenia serca, które jak młotem pod piersią jej biło, coraz śpieszniej i w nierównych odstępach po sobie następowały. Oglądała się wokoło siebie, pragnąc aby ziemia się pod nią rozstąpiła. Czemu raz już nie skończyć? Co ją wstrzymywało? Była wolną. Wychyliła się okienkiem i spojrzała na bruk, mówiąc sama do siebie:
— Dalej! śmiało!
Promień świetlany idący prosto z dołu pociągał ku przepaści ciężar jej ciała. Zdawało jej się, że powierzchnia placu podnosiła się wzdłuż ściany i że podłoga, na której stała, pochylała się z jednej strony, jak kołyszący okręt. Stała na samym brzegu, prawie zawieszona, otoczna niezmierną przestrzenią. Ogarniał ją błękit nieba, powietrze szumiało w próżnej jej głowie, potrzebowała tylko się poddać, uledz zgubnemu pociągowi, w chwili tej mruczenie toczydła nie ustawało, jak przyzywający ją głos złowieszczy.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/354
Ta strona została przepisana.