Już w przysionku serce Emmy mocno bić zaczęło. Mimowolnie się uśmiechnęła zadowoloną próżnością, widząc jak tłum rzucił się na prawo w korytarz, podczas gdy ona wstępowała na główne wschody do lóż prowadzące. Miała dziecinną przyjemność w dotykaniu palcami szerokich drzwi rzeźbionych; wciągała całą piersią woń gazową atmosfery, która ją otaczała, a usiadłszy w swej loży, wygięła kibić z wyniosłym wdziękiem księżniczki.
Sala zaczynała się napełniać; dobywano z futerałów perspektywy, a znajomi, spostrzegając się z daleka, oddawali sobie wzajemne ukłony. Ci ludzie przychodzili tu odetchnąć pośród sztuk piękknych z niepokojów handlowych; nie zapominając jednak nigdy o interesach, i tu rozmawiali o bawełnie. Widziano tu głowy starców, spokojne i bez wyrażeń, które żółtawą twarzą i białawymi włosami, przypominały srebrne zaśniedziałe medale. Młodzi eleganci rozpościerali się na parkiecie, w blado różowych lub jabłkowatych krawatach rozłożonych na wydętych przez otwarte kamizelki gorsach; pani Bovary podziwiała ich z góry, jak opierali na laseczkach ze złotemi gałkami dłonie obciągnięte żółtemi rękawiczkami.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/382
Ta strona została przepisana.