Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/386

Ta strona została przepisana.

jej sumienia, a to złudzenie, które ją zachwycało, stawało się cząstką własnego jej życia. Lecz nikt w święcie nie kochał jej taką miłością. On nie płakał tak jak Edgar, ostatniego wieczoru, kiedy przy świetle księżyca powtarzała sobie: „Do jutra! do jutra!” Sala trzęsła się od oklasków; musiano powtórzyć całą scenę, kochankowie mówili o kwiatach swoich grobów, o przysięgach, o wygnaniu, o fatalności, o nadziejach, a kiedy wyśpiewali ostatnie pożegnanie, Emma wydała krzyk mimowolny, który się połączył z drganiami finałowych akordów.
— Za cóż ten pan ją prześladuje? zapytał Bovary.
— Ależ nie, odrzekła, to jej kochanek.
— Jednak przysięga mścić się na jej rodzinie, podczas gdy ten drugi, który tylko co przychodził, mówił: „Kocham Łucyę i sądzę, że jestem od niej kochanym”. Zresztą, odszedł z jej ojcem, trzymając się z nim pod rękę. Bo to musi być jej ojciec, nieprawdaż? ten brzydki, z koguciem piórem u kapelusza?
Pomimo objaśnień Emmy, po recitatiwie duetu, w którym Gilbert przedstawia swemu panu Astonowi swoje ohydne intrygi, Karol, widząc fałszy-