wą obrączkę zaręczynową, która ma oszukać Łucyę, sądził że to pamiątka miłości przysłana przez Edgara. Przyznawał zresztą, że nie rozumie tej historyi, — z powodu muzyki — która bardzo szkodziła wyrazom!
— Bądźże raz cicho! rzekła Emma.
— Bo wiesz że ja zawsze lubię zdawać sobie sprawę ze wszystkiego, odparł pochylając się na jej ramię.
— Cicho bądź! cicho bądź! powtórzyła zniecierpliwiona.
Łucya postępowała, prowadzona przez swe kobiety, w wieńcu z pomarańczowych kwiatów na głowie, bledsza od białego atłasu ślubnej sukni. Emma przypomniała sobie dzień swych zaślubin, jak szła ścieżką przez pola, do kościoła. Dlaczegóż nie zrobiła wtenczas tak jak ta, nie opierała się, nie błagała? Przeciwnie, była wesołą, nie spostrzegając przepaści, w którą się rzucała!.. Ach! gdyby była mogła w dziewiczej swej piękności, przed pokalaniem małżeństwa i rozczarowaniem cudzołóztwa, oprzeć życie swoje na jakiem wielkiem i silnem sercu, wtenczas przy zlaniu w jedno uczucie cnoty, czułości, rozkoszy i obowiązku, nie byłaby nigdy zstąpiła z wyżyn
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/387
Ta strona została skorygowana.