A odetchnąwszy dodał:
— Zgadnij też kogo tam na górze spotkałem? Pana Leona!
— Leona?
— Jego samego! Zaraz tu przyjdzie złożyć ci swoje uszanowanie.
Zaledwie tych słów domówił, gdy dawny dependent Yonvillski wszedł do loży.
Podał rękę pani Bovary ze swobodą bywalca, ona machinalnie wyciągnęła swoją, posłuszna zapewne atrakcyjnej sile mocniejszej woli. Stanął jej w myśli ów wieczór wiosenny kiedy deszcz ciepły skrapiał zielone liście, a oni żegnali się stojąc przy oknie. Prędko jednak opamiętawszy się, wysiłkiem woli strząsnęła czar tych wspomnień, i śpiesznie mówić zaczęła:
— A! witam pana!.. Zkądże się pan tu wziął?
— Cicho! krzyknął głos z parteru, gdyż trzeci akt się zaczynał.
— Pan teraz w Rouen?
— Tak, pani.
— Od jak dawna?
— Za drzwi! za drzwi! wołano:
Widząc że się do nich zwracano, zamilkli.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/391
Ta strona została skorygowana.