Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/398

Ta strona została przepisana.

upuszczał na ziemię kodeks i myślał o Emmie. Powoli jednak, osłabło to wspomnienie; inne pragnienia zgromadziły się na niem, nie tłumiąc go jednak zupełnie; bo pan Leon nie tracił jeszcze nadziei: widział zawsze przed sobą niewyraźną obietnicę zawisłą w przyszłości, niby złoty owoc zawieszony na fantastycznej gałęzi.
Ujrzawszy ją po trzechletniej nieobecności, uczuł odżywiającą się tę namiętność. Trzebaż było nakoniec, pomyślał, chcieć ją posiadać. Zresztą, nieśmiałość jego zużyła się w zetknięciu ze swawolnem towarzystwem i powracał na prowincyę przejęty wzgardą dla wszystkiego, co nie deptało w lakierowany bucik ujętą stopą bulwarowego asfaltu. Obok wykoronkowanej paryżanki, w salonie jakiego słynnego medyka, w orderach i karecie, biedny dependencik drżałby był zapewne jak dziecko; lecz tu, w Rouen, w obec żony tego tuzinkowego lekarza, czuł się swobodnym, i zawczasu pewnym, że olśnić potrafi. Pewność siebie zależy od otoczenia: inaczej się przemawia na pierwszem piętrze niżeli na czwartem, a kobieta bogata, zdaje się mieć dla strzeżenia swej cnoty, wszystkie swoje bankowe bilety, jak pancerz, w podszewce swego stanika.