przymknięte. Przez szpary w drzewie słońce wyciągało na podłodze długie wązkie smugi, które się załamywały na sprzętach i drżały na suficie. Muchy na stole właziły na szklanki i brzęczały, topiąc się w resztkach jabłecznika na dnie pozostałych. Światło wpadające przez komin nadawało aksamitny połysk sadzom osiadłym na blasze i niebieskawy odcień zimnym popiołom. Emma szyła pomiędzy oknem a kominem; nie miała chusteczki na szyi dla upału, a na obnażonych jej ramionach błyszczały drobne kropelki potu.
Zobaczywszy gościa, chciała go zaraz czem poczęstować, podług wiejskiego obyczaju. Podziękował, ona nalegała, wreszcie ofiarowała mu że się z nim napije likieru. Poszła więc do szafy po butelkę kiurasao, przyniosła dwa małe kieliszki, jeden napełniła po same brzegi, do drugiego wlała parę kropel i trąciwszy się nim poniosła go do ust. Ponieważ był prawie próżny, przechyliła w tył głowę i z wyciągniętemi usty śmiała się że nic nie czuje, podczas gdy końcem języka wysuniętego z pomiędzy drobnych ząbków, dotykała spodu kieliszka,
Usiadła wreszcie i wzięła porzuconą na chwilę robotę; była to biała bawełniana pończoszka
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/40
Ta strona została skorygowana.