Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/406

Ta strona została skorygowana.

w których tonęła, i od czasu do czasu powtarzała półgłosem, i z przymkniętemi powiekami:
— Tak, to prawda!... to prawda!...
Ósma godzina wybiła na rozmaitych zegarach dzielnicy Beauvoisine, pełnej pensyonatów, kościołów i wielkich opuszczonych pałaców. Przestali już rozmawiać; lecz patrząc na siebie czuli szum w głowach, jak gdyby cóś dźwięcznego wymykało się jednocześnie z ich wytężonych źrenic. Dłonie ich się splotły; a przeszłość, przyszłość, wspomnienia i marzenia, wszystko się zlało w słodyczy tego zachwytu. Zmrok zaczynał ciemnością pokrywać ściany hotelowego pokoju, na których odznaczały się jeszcze w półcieniu jaskrawe barwy czterech rycin, przedstawiających sceny z Wieży Nesle, z legendowymi podpisami w językach francuzkim i hiszpańskim. Przez okno półokrągłe widać było kawałek ciemnego nieba pośród śpiczastych dachów.
Emma powstała aby zapalić dwie świece na komodzie, poczem napowrót usiadła.
— A więc?... zaczął Leon.
— A więc?... zawtórowała Emma.
A podczas gdy on myślał jak na nowo zawiązać przerwaną rozmowę, rzekła znienacka: