Czy w dobrej wierze tak mówiła? Zapewne sama tego nie wiedziała, cała zajęta czarem tej ułudy i potrzebą walczenia z niebezpiecznym urokiem; wpatrując się z rozrzewnieniem w młodego człowieka, odpychała lekko ręce jego, które nieśmiałych pieszczot probować zaczynały.
— Ach pani! daruj! rzekł cofając się.
A młodą kobietę ogarniał strach niewyraźny tej lękliwej nieśmiałości, niebezpieczniejszej dla niej od zuchwalstwa Rudolfa, kiedy ten przystępował z otwartemi ramiony. Nigdy jeszcze żaden mężczyzna tak pięknym jej się nie wydał. Cała jego postać tchnęła jakąś wykwintną szczerością. Spuszczał długie rzęsy, które się miękko wyginały. Mszyste lica jego rumieniły się — myślała — pragnieniem jej osoby, i uczuwała nieprzezwyciężoną chęć dotknąć ich ustami. Podniósłszy oczy na zegar rzekła nagle:
— Ach mój Boże! jak to już późno! tak się zagadaliśmy!
Zrozumiał i poszukał swego kapelusza.
— Zapomniałam nawet o teatrze! dodała. A ten poczciwy Bovary dla tego mnie właśnie zostawił! Państwo Lormeaux, z ulicy Mostowej, mieli mi towarzyszyć.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/408
Ta strona została skorygowana.