Młody człowiek zżymnął się na tę nabożną fantazyę; po chwili jednak doznał pewnej przyjemności widząc ją pośród schadzki zatopioną w modlitwie, jak andaluzyjska grandessa; wreszcie nudzić się zaczął, bo to za długo trwało.
Emma się modliła, a raczej usiłowała się modlić, oczekując z nieba jakiego natchnienia; a dla sprowadzenia sobie pomocy boskiej, poiła wzrok wspaniałością ołtarza, oddychała wonią białych lewkonij kwitnących w wielkich wazonach, i wsłuchiwała się w poważną ciszę kościelną, która jednak zwiększała tylko wzburzenie jej serca.
Nakoniec powstała z klęczek, i już mieli wychodzić, gdy szwajcar szybko przystąpił, mówiąc:
— Pani zapewne tu obca? Pani życzy sobie obejrzeć ciekawości naszej katedry?
— Ależ nie! wykrzyknął Leon.
— Dla czegóżby nie? odparła Emma.
Bo ona chwiejącą cnotę swoją czepiała do Matki Boskiej, do rzeźb, do obrazów, słowem do wszystkiego.
Natenczas szwajcar, postępując porządkiem, zaprowadził ich do wyjścia od strony placu, gdzie wskazując swoją laską wielkie koło z czarnych
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/415
Ta strona została przepisana.