przed komorą celną, przy dolnej Starej Wieży, przy Trzech Fajkach, i przed cmentarzem Pomnikowym. Od czasu do czasu woźnica rzucał z kozła żałosne spojrzenia na szynkownie. Nie pojmował jaka żądza kołowego ruchu opanowała tych dwoje ludzi, że się zatrzymać nie chcieli. Próbował czasem stanąć, i zaraz słyszał za sobą gniewne wykrzykniki. Natenczas ćwiczył w najlepsze swoje spocone szkapy, nie zważając na wyboje i kamienie, zrozpaczony, płacząc niemal ze znużenia i pragnienia.
A w porcie, pośród wózków i beczek, na ulicach i na placach, mieszczanie otwierali wielkie oczy na ten widok tak niezwykły na prowincyi, powozu z zapuszczonemi firankami, który tak krążył ustawicznie, zamknięty jak grób i miotany jak okręt.
Zaraz po południu, za miastem, kiedy słońce najsilniej rozpalało stare posrebrzane latarnie; goła ręka wysunęła się z za żółtych perkalowych firaneczek i wyrzuciła kawałki podartego papieru, które wiatrem rozniesione opadły dalej, jak białe motyle, na pole kwitnącej czerwonej koniczyny.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/422
Ta strona została przepisana.