znała z daleka Felicyę, która stała na straży przed domkiem kowala. Hivert zatrzymał konie, a dziewczyna wspiąwszy się na palce rzekła z tajemniczą miną.
— Pani musi pójść prosto do pana Homais. Jest tam cóś bardzo pilnego.
Miasteczko ciche było jak zwykle. Na rogach ulic dymiły na powietrzu małe kociołki różowe, bo to był właśnie czas smażenia konfitur, i wszyscy w Yonville jednego dnia przygotowywali swe zapasy. Przed apteką podziwiano kocioł daleko większy, który miał nad innymi tę wyższość jaką zakład specyalny powinien mieć nad kuchniami mieszczańskiemi, potrzeba ogólna nad zachciankami jednostkowemi.
Emma weszła do apteki. Fotel był przewrócony, a dziennik Fanal de Rouen leżał na ziemi, pomiędzy dwoma tłuczkami. Popchnęła drzwi od przejścia, i ujrzała na środku kuchni, pomiędzy ciemnymi dzbankami pełnymi wydrylowanych porzeczek, tartego i rąbanego cukru, wag, rądli na ogniu, wszystkich Homais, dużych i małych, w fartuchach pod brodę i z widelcami w rękach! Justyn stał ze spuszczoną głową, a pan aptekarz krzyczał:
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/424
Ta strona została przepisana.