— Gdybyś chciała..., mówił, wziąść od czasu do czasu lekcyę, toby nas przecie nie zrujnowało.
— Lekcye tylko ciągłe mogą przynieść korzyść, odpowiadała nieodmiennie.
Na taki sposób się wzięła, żeby uzyskać od męża pozwolenie wyjazdu raz w tydzień do miasta, dla widzenia się z kochankiem. Po upływie miesiąca znajdowano nawet, że znaczne zrobiła postępy w muzyce.
Czwartek był dniem przeznaczonym na te przejażdżki. Wstawała tego dnia raniej niż zwykle, i ubierała się cicho, żeby nie obudzić Karola, któryby jej bezwątpienia robił uwagi, że się zbyt wcześnie wybiera. Potem przechadzała się po pokoju, wyglądała oknem na plac. Blade światło zimowego poranku snuło się pomiędzy słupami targowiska. Na domu aptekarza, z pozamykanemi okiennicami rysowały się niewyraźnie dwie głoski szyldu.
O kwadrans na ósmą, Emma szła pod Złotego Lwa, którego drzwi otwierała jej Artemiza. Usłuż-