Ona pochylała się ku niemu i szeptała w upojeniu miłosnem:
— O! nie poruszaj się! nie mów nic! patrz tylko na mnie! Z oczu twoich płynie coś tak słodkiego, co mi tak dobrze robi!
Nazywała go dzieciakiem.
— Kochasz mnie, dzieciaku?
I nie czekając odpowiedzi jego, spieszyła pocałunkiem zadowolnić spragnione usta.
Na zegarze stał mały brązowy kupidynek, który się wdzięczył zaokrąglając ramiona pod złoconym wieńcem. Nieraz śmieli się z niego; ale kiedy trzeba było się rozstawać, wszystko poważniało w ich oczach.
Stojąc nieruchomie jedno naprzeciwko drugiego, powtarzali sobie:
— Do drugiego czwartku... do drugiego czwartku!
Nagle brała głowę jego w obie dłonie, całowała go prędko w czoło i wyrzekłszy:
— Bądź zdrów! zbiegała szybko ze schodów.
Szła najpierwej na ulicę Komedyi, do fryzyera, żeby jej włosy poprawił. Zmierzch zapadał; zapalano lampy w zakładzie.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/457
Ta strona została skorygowana.