— Cóż to? żal ci pieniędzy! rzekła śmiejąc się.
Leon musiał jej za każdem widzeniem opowiadać wszystko co robił od czasu ostatniej schadzki. Żądała od niego wierszy, wierszy dla niej napisanych, miłosnego sonetu na jej cześć; lecz on nigdy drugiego rymu znaleźć nie mógł, i nakoniec przepisał sonet z imionnika.
Uczynił to nie tyle przez próżność, jak raczej w chęci przypodobania się Emmie. Nie roztrząsał jej pomysłów; przyjmował wszystkie jej upodobania; stawał się bardziej jej kochanką niżeli ona była jego. Bo też ona umiała znajdować wyrazy niewysłowionej tkliwości, którym towarzyszyły pocałunki porywające duszę jego. Gdzież się nauczyła tego zepsucia prawie niepochwyconego, tak było głębokiem i skrytem?
Kiedy Leon przyjeżdżał do Yonville dla odwiedzenia pani Bovary, zwykle obiadował u aptekarza; uważał więc za obowiązek grzeczności zaprosić go także z kolei do siebie.