Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/479

Ta strona została przepisana.

— Jak najchętniej! odpowiedział pan Homais, potrzeba mi zresztą odświeżyć się trochę, bo tu rdzewieję. Pójdziemy do teatru, do restauracyi, pohulamy sobie!
— Ach, mój drogi! poszepnęła tkliwie pani Homais, przestraszona niewyraźnemi niebezpieczeństwami na jakie mógł być narażony.
— A cóż to? czy uważasz że nie dosyć zdrowie sobie rujnuję pośród tych ciągłych aptekarskich wyziewów? Otóż to kobiety! zazdrosne są o naukę, i chciałyby nam wzbronić najprawowitszych rozrywek. Ale mniejsza o to! będę ci służył, mój młody przyjacielu! lada dzień wpadnę do Rouen i bibę sobie sprawimy.
Dawniej aptekarz nie byłby sobie pozwolił takiego wyrażenia, lecz teraz przybierał szyk swawolny i paryzki, który mu się wydawał w dobrym tonie; na wzór sąsiadki swojej, pani Bovary, wypytywał troskliwie dependenta o obyczaje stolicy, używał nawet szwargotu dla olśnienia mieszczan, mówiąc: Breda-Street, bazarwolta, szpak, i urządzam nogę, zamiast odchodzę.
Owóż, jednego czwartku Emma zadziwiła się bardzo spotkawszy w kuchni Złotego Lwa pana Homais w ubraniu podróżnem, to jest okrytego