mieniach słońca szemrał rozkosznie w marmurowym basenie, gdzie pomiędzy szparagami i rzerzuszką, trzy odrętwiałe homary sięgały aż do stosu przepiórek bokiem leżących.
Homais się roskoszował. Chociaż upajała go bardziej jeszcze wystawność, aniżeli biesiada, wszakże wino pomardzkie ppodniecało go trochę, a gdy podano ponczową leguminę, zaczął rozwijać niemoralne teorye o kobietach. Dla niego, najwyższym powabem był szyk. Uwielbiał strój wytworny w pięknie urządzonym apartamencie, a co się tyczyło zalet fizycznych, nie gardził kąskiem.
Leon spoglądał z rozpaczą na zegar. Aptekarz pił, jadł, rozprawiał.
— Musisz bardzo być na dyecie w Rouen, rzekł wreszcie. Wprawdzie, ideał twój niedaleko mieszka.
A gdy tamten się rumienił:
— Cóż się masz zapierać! Czy nie prawda, że w Yonville?...
Młody człowiek zachłysnął się.
— U pani Bovary, nie umizgałżeś się?...
— Do kogo?
— Do Felicyi!
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/481
Ta strona została przepisana.