Leon przysięgał że musi powracać do swej kancelaryi. Natenczas aptekarz zaczął żartować z aktów sądowych i całego prawnictwa.
— Dajże raz pokój Kujasowi i Bartholemu; cóż: u dyabła? Bądź mężczyzną! Chodźmy do Bridoux’a; zobaczysz jego psa! Warto widzieć!?
A gdy dependent się jeszcze opierał:
— To i ja pójdę z tobą, rzekł. Przeczytam dziennik czekając na ciebie, lub przejrzę Kodeks.
Leon rozdrażniony gniewem Emmy, gadulstwem pana Homais, i może trochę odurzony wyziewami śniadania, stał wahający, jakby pod wpływem uroku aptekarza, który powtarzał:
— Chodźmy najlepiej do Bridoux’a! to ztąd o dwa kroki, przy ulicy Malpalu!
Wreszcie, przez tchórzostwo, przez głupotę, przez to niewytłómaczone uczucie, które nas czasem popycha do najwstrętniejszych nam postępków, dał się zaprowadzić do Bridoux’a. Zastali go w podwórzu; pilnował trzech chłopaków, którzy z wysileniem obracali wielkie koło maszyny wyrabiającej wodę sodową. Homais udzielił im swych rad, uściskał Bridoux’a; napili się garusu. Leon ciągle się wyrywał, lecz nieubłagany towarzysz zatrzymywał go za rękę, mówiąc:
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/484
Ta strona została skorygowana.