Potem stukając drewnianemi kaloszami po podłodze sklepowej, wprowadził panią po schodach do szczupłej izdebki, gdzie duże sosnowe bierko dźwigało kilka ksiąg rachunkowych, zabezpieczonych poprzeczną sztabą żelazną, na kłódkę zamkniętą. Przy ścianie, z pod resztek perkalików wyglądała okuta skrzynka, której rozmiary kazały przypuszczać że musiała zawierać co wiecej niż weksle i pieniądze. Pan Lheureux w istocie pożyczał na fanty, i tam złożył łańcuszek pani Bovary, razem z kolczykami biednego ojca Tellier, który zmuszony wreszcie wyprzedać się, nabył w Quincampoix mały korzenny handelek, gdzie dogorywał na suchoty płucne, pośród swoich świec mniej żółtych od jego twarzy.
Lheureux zasiadł w swoim obszernym wyplatanym fotelu, mówiąc:
— Cóż mi pani nowego powie?
— Patrz pan!
I pokazała mu otrzymany papier.
— Ha! cóż ja na to poradzę?
Natenczas Emma uniosła się gniewem, przypominając mu, że jej dał słowo nie puszczać w kurs jej weksli; nie zaprzeczał temu.
— Ale sam zostałem do tego zmuszony, dodał; miałem nóż na gardle.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/491
Ta strona została przepisana.