Tego samego wieczoru znagliła Bovarego, żeby napisał do matki dopominając się o resztę spadku po ojcu. Starsza pani Bovary odpisała że już nic niema; realizacya była skończona i pozostawało im oprócz Barneville’u sześćset franków renty, które im regularnie wypłacać będzie.
Wtedy pani Emma posłała rachunki do kilku pacyentów, a widząc że jej się ten środek udaje, coraz częściej się do niego uciekała. Nie zaniedbywała nigdy dodawać w postscriptum: „Chciej pan lub pani niewspominać o tem memu mężowi, wiadomo wszystkim jak jest dziwnym... Przepraszam za natręctwo... Sługa uniżona...”
Żeby dostać pieniędzy, zaczęła sprzedawać co tylko mogła: stare kapelusze, stare rękawiczki, stare żelaztwo; a targowała się zawzięcie, chłopska krew popychała ją do zysku. Jeżdżąc do miasta skupowała różne drobnostki na handel, licząc że w ostatnim razie pan Lheureux je od niej weźmie. Kupowała pióra strusie, porcelanę chińską, pudełka; pożyczała pieniędzy od Felicyi, od pani Lefrançois, od oberżystki Czerwonego Krzyża, słowem od wszystkich. Za pieniądze otrzymane wreszcie z Barneville’u zapłaciła dwa weksle; pozostałe tysiąc pięćset franków rozeszły się. Znowu się zadłużyła i brnęła coraz dalej.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/495
Ta strona została skorygowana.