— Ale zkądżeż ja ich wezmę, tych pieniędzy? zawołała Emma załamując dłonie.
— Ba! kiedy kto ma tak jak pani przyjaciół!
I wpatrywał się w nią w sposób tak bezczelnie przenikliwy, że biedną kobietę dreszcz przejął do szpiku kości.
— Daję panu słowo... wyjąkała, podpiszę...
— Dosyć już mam pani podpisów!
— Sprzedam jeszcze...
— Co tam gadać! rzekł wzruszając ramionami, pani już nie masz nic do sprzedania!
A wyjrzawszy okienkiem wychodzącem do sklepu, zawołał:
— A nie zapomnij o czterech próbkach numeru czternastego, Anusiu.
Służąca weszła; Emma zrozumiała co to znaczyło i zapytała „ileby potrzeba pieniędzy na wstrzymanie kroków sądowych?”
— Już zapóźno!
— Ale, gdybym panu przyniosła parę tysięcy franków, czwartą część sumy, trzecią, połowę, prawie wszystko?
— Nie, nie, to się na nic nie zda!
I popychał ją nieznacznie ku schodom.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/507
Ta strona została przepisana.