wał jak pakowano na Jaskółkę skrzynię pełną farmaceutycznych zapasów. W ręku trzymał zawiązane w fularze sześć kukiełek dla żony.
Pani Homais bardzo lubiła to ciężkie i suche pieczywo w kształcie zawoju, które jadają w poście z solonem masłem; ostatni to szczątek gotyckiego jadła, sięgający może epoki wojen krzyżowych, którem barczyści normandowie napychali się niegdyś, wyobrażając sobie że widzą na stole, przy świetle żółtych pochodni, pośród dzbanów hipokrasu[1] i olbrzymich wędlin, głowy saracenów do pożarcia. Żona aptekarza chrupała je podobnie jak oni, odważnie, pomimo popsutych zębów, a pan Homais, znając upodobanie małżonki, ilekroć był w mieście, nie zapominał nigdy przywieźć jej tych kukiełek, które brał u głównego ich piekarza, przy ulicy Massacre.
— Bardzo mi przyjemnie spotkać panią! rzekł pomagając Emmie wsiąść do Jaskółki.
Potem zawiesił kukiełki na rzemykach siatki i usiadł z odkrytą głową i skrzyżowanemi ramiony, w postawie napoleońskiej i zadumanej.
- ↑ Napój z wina, cukru i cynamonu.