Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/519

Ta strona została przepisana.

— Tak sądzisz?
To pytanie miało znaczyć:
— Ty która znasz dom przez sługę, czyś słyszała że pan o mnie kiedykolwiek wspominał?
— Tak, niech pani tam pójdzie.
Pani Bovary ubrała się; włożyła czarną suknię i kapotkę z dżetami, a nie chcąc być widzianą — ciągle bowiem pełno było ludzi na placu — poszła tyłami, ścieżką po nad wodą.
Stanęła zadyszana przed kratą notaryusza; niebo było pochmurne i śnieg zaczynał pruszyć.
Na odgłos dzwonka ukazał się na ganku Teodor w czerwonej kamizelce, otworzył pani Bovary z pewną poufałością, jak osobie znajomej i wprowadził ją do sali jadalnej.
Rozłożysty kaktus wypełniał niszę obok szerokiego porcelanowego pieca; na ścianach pokrytych obiciem w dębowe liście, wisiały w czarnych hebanowych ramkach Esmeralda, Steubena i Putyfara Schopina. Stół był zastawiony; dwie srebrne fajerki, kryształowe klamki u drzwi, posadzka i sprzęty, wszystko jaśniało drobiazgową, prawdziwie angielską czystością; szyby ozdobione były w kątach kolorowemi szkłami.