— Matko Rolet, zawołała wpadając do mamki, duszę się!... rozsznuruj mnie!
Padła na łóżko; łkania ją dławiły. Matka Rolet przykryła ją spódnicą i stanęła przy niej. Widząc że nic jej nie odpowiada, dobra kobiecina usiadła do kołowrotka i zaczęła prząść swój len.
— O przestańże już! wyjąkała pani Bovary, której się zdawało że słyszy warczenie toczydła Bineta.
— Co jej się stało? pytała sama siebie mamka. Po co ona tu przyszła?
Ona sama tego nie wiedziała: przybiegła gnana rodzajem przestrachu, który ją z domu wypędzał.
Leżąc na wznak, nieruchoma i z osłupiałemi oczyma, niewyraźnie tylko rozróżniała otaczające ją przedmioty, chociaż im się wpatrywała z idyotyczną uwagą. Oglądała szpary w ścianach, dwie głownie dymiące na kominie i grubego pająka, który snuł swoją siatkę nad jej głową, pod belką. Nakoniec zdołała skupić rozpierzchłe myśli. Powróciła jej pamięć... Przypomniała sobie ów dzień kiedy z Leonem... O! jak to już dawno!.. Słońce błyszczało na rzece i woń kwiatów napełniała powietrze!.. I uniesiona potokiem wspomnień, doszła nakoniec aż do dnia wczorajszego.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/529
Ta strona została przepisana.