Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/539

Ta strona została przepisana.

rzeń!.. A nasze zamiary podróży? czy je pamiętasz? O! twój list, twój list! jak on mi serce zakrwawił!.. A teraz kiedy przychodzę do niego, który jest bogatym, szczęśliwym, swobodnym, prosić go o pomoc, którą pierwszy lepszy gotów byłby wyświadczyć, przychodzę błagająca, powracająca mu całe moje serce, on mnie odpycha, boby go to kosztowało parę tysięcy franków!
— Nie mam ich! odpowiedział Rudolf z tym niewzruszonym spokojem, którym się zasłaniają jak puklerzem tajemne gniewy.
Emma odeszła. Ściany tego domu drżały, sufit ją przygniatał. Przebiegła długą topolową ulicę, potykając się o kupy zeschłych liści, które wiatr rozrzucał. Stanęła nakoniec przed kratą, połamała sobie paznokcie o zamek, tak pilno jej było go otworzyć. O sto kroków dalej, zadyszana stanęła znowu aby odetchnąć. A odwróciwszy się, spojrzała raz jeszcze na niewzruszony zamek, z jego parkiem, ogrodami, trzema dziedzińcami, i wszystkiemi oknami frontu.
Była na pół nieprzytomna i tylko gwałtowne pulsowanie arteryj, których szum słyszała wśród ciszy pól, dawało jej świadomość siebie samej. Grunt pod jej stopami miękki był jak woda, a bru-