Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/540

Ta strona została skorygowana.

zdy wydawały jej się olbrzymiemi ciemnemi bałwanami, które się w jej oczach rozwijały. Wszystkie wspomnienia i myśli jakie głowę jej napełniały, wymykały się razem, jak tysiączne części sztucznych ogni. Widziała swego ojca, kantor Lheureux’go, pokój w hotelu Bulońskim, inny jeszcze krajobraz. Obłęd ją ogarniał, przelękła się sama siebie, i zdołała trochę oprzytomnieć, niewyraźnie wprawdzie, bo nie przypominała sobie przyczyny swego okropnego stanu, to jest kwestyi pieniężnej. Bolała tylko nad sponiewieraną miłością swoją, i czuła że ją dusza opuszczała przez to wspomnienie, jak ranni, którzy konając, czują życie uchodzące przez swą krwawiącą ranę.
Noc zapadała; wrony kracząc latały.
W tem wydało jej się jakoby kulki ognistej barwy pękały w powietrzu jak race, i kręcąc się wirowo spadały na śnieg pomiędzy drzewami. Na każdej z nich pojawiała się twarz Rudolfa. Mnożyły się coraz więcej, zbliżały się do niej, przenikały ją; wreszcie, wszystko zniknęło. Poznała światła w oknach domów, które błyszczały zdalęka we mgle.
Natenczas przedstawiło jej się własne położenie, nakształt bezdennej otchłani. Głowa jej pała-