Krople zimnego potu występowały na siną twarz jej, która wyglądała jak zastygła w wyziewach metalicznej pary. Zęby jej szczękały, oczy bezmiernie rozszerzone spoglądały błędnie w około, i na wszystkie pytania odpowiadała tylko wstrząśnieniem głowy; parę razy się nawet uśmiechnęła. Powoli, jęki jej stały się coraz głośniejszemi. Wydała głuchy ryk, poczem zaraz powiedziała że się czuje lepiej i że zaraz wstanie. Lecz natychmiast porwały ją konwulsye; zawołała:
— Ach! to jest straszne, mój Boże!
Karol padł na kolana przy łóżku.
— Mów! coś zjadła? Odpowiedz, na imię Nieba!
I patrzył na nią wzrokiem pełnym niewysłowionej tkliwości.
— A więc, tam!... tam!... wyjąkała słabnącym głosem.
Poskoczył do biurka, złamał pieczątkę listu i przeczytał głośno: „Nie oskarżajcie nikogo...“ Zatrzymał się, przetarł dłonią oczy i raz jeszcze przeczytał:
— Jakto!.. Ratunku!.. ratunku!..
I odchodząc od zmysłów powtarzał tylko jeden wyraz: „Otruta! otruta!” Felicya pobiegła do
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/546
Ta strona została przepisana.