— Ach! to pan, doktorze! dzięki! Jak pan dobrym jesteś. Ale już jest trochę lepiej. Spojrzyj pan na nią.
Kolega wcale nie był tego zdania, i nie robiąc rzeczy przez pół, jak mówił, przepisał emetyk, dla zupełnego oczyszczenia żołądka.
Wkrótce zaczęła wyrzucać krew. Usta jej ścięły się mocniej. Członki miała pokurczone, ciało pokryte ciemnemi plamami, a puls jej uciekał z pod palcy, jak nić wyprężona, jak struna arfy blizka zerwania.
Chwilami krzyczała okropnie, przeraźliwie. Przeklinała truciznę, wymyślała na nią, błagała ją aby spieszniej działała, i wyprężonemi rękami odpychała wszystko co Karol, bardziej może od niej samej cierpiący, wlać jej w usta usiłował. Stał przed nią, z chustką na ustach, jęcząc, płacząc, dławiony łkaniem, które nim całym wstrząsało; Felicya biegała jak szalona po pokoju; Homais, nieruchomy, wzdychał głęboko, a pan Canivet, zawsze pewny siebie, zaczynał się jednak mieszać.
— Do d....! jednakże... jest wyczyszczona, a odkąd ustaje przyczyna...
— Powinien ustać skutek, rzecz jasna! dokończył Homais.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/551
Ta strona została przepisana.