— Ależ ratujcie ją! wołał Bovary.
Nie słuchając aptekarza, który podsuwał nieśmiało przypuszczenie: „że to może być zbawiennem przesileniem”, Canivet gotował się już zadać teryaku, gdy wtem usłyszano trzaśnięcie z bicza; szyby zadrżały i powóz pocztowy uniesiony dzielną trójką koni po same uszy zabłoconych, skręcił raptownie z placu i stanął przed domem Bovarego. Był to doktór Larivière.
Zjawienie się bóstwa nie byłoby w tej chwili większego sprawiło wrażenia. Bovary wzniósł ręce do góry, Canivet stanął jak wryty, a Homais przed wejściem jeszcze medyka zdjął swoją grecką czapeczkę.
Doktór Larivière należał do wielkiej chirurgicznej szkoły datującej od Bichat’a, do tego pokolenia dziś już wygasłego praktyków filozofów, którzy fanatycznie miłując swoją sztukę wykonywali ją rozumnie i z pełnem zapału poświęceniem. Wszystko drżało w szpitalu kiedy się rozgniewał, a uczniowie tak go poważali, że każdy z nich starał się później naśladować uwielbianego mistrza pod wszystkiemi względami, tak dalece że spotykano na nich, w okolicznych miastach, jego długą watowaną merynosową kapotę i obszerny
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/552
Ta strona została skorygowana.