nie mógł powstrzymać łzy, która spadła na jego żabot.
Odprowadził Canivet’a do drugiego pokoju. Karol poszedł za nimi.
— Ona jest bardzo źle, nieprawdaż? Gdyby postawić synapizma? nie wiem już co! Wynajdź-że cokolwiek doktorze, ty który ich tyle ocaliłeś!
Mówiąc to Karol obejmował go swemi ramiony i wpatrywał się w niego rozpaczliwie, błagalnie, prawie omdlały na piersiach jego:
— Odwagi, biedny mój chłopcze, odwagi! Tu już niema co robić!
To rzekłszy, doktór Larivière zwrócił się ku drzwiom.
— Już pan odchodzisz?
— Powrócę jeszcze.
Wyszedł jakoby dla wydania rozkazu postylionowi, razem z panem Canivet’em, który także nie życzył sobie żeby pani Bovary w jego rękach skonała.
Aptekarz dogonił ich na placu. Temperament jego nie pozwalał mu odłączać się od sławnych ludzi. To też uprosił pana Larivière’a żeby mu zrobił ten wysoki zaszczyt i przyjął u niego śniadanie.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/554
Ta strona została przepisana.