Posłano naprędce po gołąbki do Złotego Lwa, zebrano wszystkie kotlety z jatki, dostano śmietany od pani Tuvache, jaj od bedela Lestiboudois’a i pan aptekarz sam pomagał w przygotowaniach, podczas gdy małżonka jego mówiła, pociągając sznury swego kaftana:
— Pan wybaczy, bo w naszym nędznym kraju, nie będąc naprzód uprzedzonym...
— Kieliszki!!! poszepnął jej Homais.
— Gdybyśmy mieszkali w mieście, moglibyśmy dostać choć nóżek faszerowanych...
— Cicho bądź!.. Prosimy do stołu, doktorze!
Po pierwszem daniu, uznał za stosowne udzielić medykowi niektórych szczegółów o katastrofie.
— Najpierwej było uczucie wielkiej suchości w gardle, potem nieznośne boleści w dołku, następnie silne czyszczenie górą i odrętwienie.
— Jakimże sposobem się otruła?
— Nie wiem tego, doktorze, nie pojmuję nawet zkąd mogła dostać tego kwasu arszenikowego.
Justyn, wnoszący właśnie stos talerzy, zaczął się trząść jak w febrze.
— Co ci jest? zapytał aptekarz.
Młody chłopak na te słowa upuścił wszystko na ziemię, z wielkim trzaskiem.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/555
Ta strona została przepisana.